Zakończyliśmy kolejny etap leczenia. 6 długich tygodni naświetlań za nami.
Jest dobrze, Filipek zniósł wszystko dzielnie. Jestem bardzo z niego dumna.
W końcu z 30 mieliśmy 28 lamp, ale na koniec przyplątała nam się infekcja i lekarze doszli do wniosku, że dostał wystarczającą dawkę napromieniowania. I dobrze, bo co raz bardziej bałam się tych lamp. Różne opinie się słyszy, jednemu pomogły drugiemu zaszkodziły.
To były długie i ciągnące się tygodnie, tym bardziej że po oddziale krążyły co chwile nie napawające optymizmem nowiny.
Niestety koniec października i listopad to samo pasmo złych wieści. Dwoje dzieci odeszło, kolejne dostały "bilet" do hospicjum, następne czekają na decyzje ordynatorki co dalej, bo leczenie nie daje rezultatów. Takie to wszystko smutne.
Tym bardziej mnie to wszystko dotyka, bo w większości dotyczy to dzieci z guzami mózgu. Przeraża mnie to i okropnie się boje.
Choć jak patrze na mojego Filipka to widzę same dobre rzeczy. Ogólnie zrobił się fajniejszy, co raz więcej mówi. Mądry z niego chłopczyk ;-)
Teraz odpoczywamy do 1 grudnia. Potem wracamy na oddział na chemie. Za kolejne 6-8 tyg. mamy kontrolny rezonans. Potem wszystko się okaże. Oby los był dla nas łaskawy bo nie zniosę złych wieści. Tak więc jesteśmy w domu i walczymy teraz z infekcją. Na nieszczęście Adaś też chory, choć ma się już dużo lepiej, to musimy go izolować aby nikt niczego nie podłapał.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz