Miałam wczoraj bardzo przykrą rozmowę z naszą panią Ordynator, która przekazała nam wyniki rezonansu. Wszystko nam rośnie. Na tego dziada nic nie działa. To jakiś koszmar. Tylko, dlatego, że Filip jest w rewelacyjnej kondycji wysyła nas na doświetlania, aby spowolnić proces rozrostu guzów, bo widzi, że nie jesteśmy gotowi. To go nie wyleczy, ale da nam więcej czasu na pogodzenie się z jego stratą.
Piszę to i sama nie wierzę w to, co piszę. To jakiś kosmos.
No, ale nic do rzeczy. Mamy mieć te naświetlania i zgodziła się podać mu chemię, na której uzyskaliśmy remisję, choć jak to ujęła, podanie tej chemii jest na granicy szaleństwa. Robi to tylko i wyłącznie widząc rewelacyjny stan Filipka.
No, bo tak naprawdę Filip zachowuje się jak każde zdrowe, normalne dziecko. Jak się patrzy na Filipka a potem na wynik MR, to nie idzie w to uwierzyć.
W piątek jadę do Centrum Zdrowia Dziecka. Dziś wysłałam opis rezonansu do przetłumaczenia. Jak tylko dostane je z powrotem wysyłam papiery do Niemiec.
I tak dzisiaj patrzę na to moje dziecię i się zastanawiam ile jeszcze czasu nam zostało, kiedy coś zacznie się dziać? Zdążymy?