W piątek do południa akcja serca zaczęła Filipkowi spadać. Po 2-3 godzinach sytuacja się unormowała ale podjedliśmy z mężem decyzję o przewiezieniu syna do Hospicjum.
Dwa dni wcześniej Filipek miał w nocy delikatny atak padaczki, tzn najprawdopodobniej bo po prostu "zawiesił się" nam.
No i mając to również na uwadze doszliśmy do wniosku, że bezpieczniej będziemy się czuć w placówce. Nie wiem czy to dobra decyzja bo zdaję sobie sprawę, że Filipek wolałby być w domu ale czasami potrzebna jest szybka reakcja kogoś z personelu a będąc w domu zanim ktoś do nas dojedzie to czasem trwa nawet kilka godzin.
Tak naprawdę u nas jest coraz gorzej. Filipek już sam nie siedzi, nic nie mówi, czasami kiwa główką na "tak" i "nie". Rozumie co się do niego mówi. Czasami się uśmiechnie. Wczoraj na moją prośbę powiedział "mama".
Jak przyjechaliśmy do Hospicjum miała miejsce fajna sytuacja. Lekarka badając Filipka stwierdziła, że ma wysokie napięcie w nóżkach i prosiła pielęgniarkę aby przyniosła coś aby mu włożyć między kolanka. Ta przyniosła taką średniej wielkości maskotkę lwa. Najpierw włożyła go łbem w kierunku Filipka ale coś się źle układało i ją obróciła, że młodemu ukazał się tyłek lwa. Jak to zobaczył to aż się szczerze i szeroko uśmiechnął. Czyli wszystko rozumie.
Wczoraj nam dwa razy zwymiotował. Dziś też nie było zaciekawię bo dla odmiany dostał takiego szczękościsku w trakcie podawania leku strzykawką, że nie szło mu jej wyjąć z buzi. Musiał dostać Relanium. Dopiero po nim puściło go i zasnął.
Zaczynam podupadać na wierze a nie powinnam. Leki przyjmujemy ale nie zawsze nam się udaje nam je podać w takiej ilości jak powinien wsiąść choć są to sporadyczne sytuacje i mające miejsce w ostatnich dniach.
Pojawiają się komentarze aby skonsultować Filipka u dr. Burzyńskiego. Ja muszę najpierw go postawić na nogi bo na dzień dzisiejszy on nie jest w stanie nigdzie jechać. To wszystko tak postępuje, że jak te leki co mu dajemy w końcu nie zadziałają, to na wszystko jest już za późno.
Czemu wcześniej tego nie zrobiłam? Bo wierzyłam w Niemcy które nie dość, że kilka miesięcy zwlekali z odpowiedzią to jeszcze tak naprawdę nic mądrego nie mieli mi do zaproponowania. Potem uzyskaliśmy stabilizację a potem wszystko potoczyło się błyskawicznie. Poza tym tam są potrzebne tak ogromne pieniądze a ja potrzebuję pomocy tu i teraz.
Wiem, że Filipek jest silny i walczy ale czy starczy mu sił?