To już 7 m-cy jak Filipka nie ma z nami. Jak te czas gna do przodu i ucieka między palcami. Ciągle dźwięczy mi w uszach jego rozbrajający śmiech. Tak jakbym wczoraj go słyszała, przytulała... Czas nie leczy ran. Wręcz przeciwnie. Im dalej w las, tym ciemniej. Im więcej czasu upływa, tym silniejsza tęsknota. Życie toczy się dalej. Za parę dni koniec roku szkolnego. Emilka z Adasiem rozpoczną wakacje. Emi zakończy IV klasę świadectwem z czerwonym paskiem. Jestem z niej dumna. Jednak zawsze jest myśl, a gdzie w tym wszystkim Filipek? Miał teraz kończyć zerówkę aby od września pójść do szkoły. Bardzo chciał iść do szkoły. Jako pięciolatek się o to dopytywał.
Nie rozumiem tego świata. To wszystko miało być nie tak.
Jak idę na cmentarz, czytam nagrobki i widzę: zmarł mając lat 90, 80, 70. Zdarzają się i młodsi max 20 parę. Jest parę grobków niemowlaczków. I w tym wszystkim mój pięciolatek. Boże dlaczego???????!!!!!!!!!!!!!!!!
Muszę coś jeszcze napisać, co mnie męczy. Na początku jak rozpoznano chorobę u Filipka, wszyscy znajomi byli w szoku. Telefony, dopytywania się. Po jakimś czasie większość umilkła. Później jak zaczynało być bardzo źle również dużo ludzi się interesowało, doszli jeszcze ci obcy. Po mimo sytuacji, cieszyło mnie to zainteresowanie, bo czułam że los mojego dziecka nie jest im obojętny. Teraz cisza... I tak naprawdę człowiek został z tym sam. Ze starych znajomych nie wielu przeszło próbę. W ich miejsce pojawili się nowi i większość z nich jest ale masę ludzi którzy pisali do mnie, dzwonili, dopytywali się o Filipka po jego odejściu zwyczajnie zamilkła. Więc co, zakończyło się reality show?
Tydzień temu byliśmy na festynie z okazji Dnia Dziecka w naszym hospicjum. Było super. Dzieciaki zadowolone. Rodzice również. Spotkaliśmy się ze znajomymi. Impreza była udana. Mnie zresztą bardzo ciągnie do tego miejsca. Spędziliśmy tu troszkę czasu. Filipek tu odszedł.