22 listopada...
To już 3 lata jak nie ma z nami Filipka. Tzn. dokładnie o 5:28 będzie 3 lata. Pamiętam dokładnie ten dzień jakby to było wczoraj. O tej porze co piszę tego posta Filipek jeszcze walczył. Był taki dzielny. Był...
3 lata...
Kiedy to zleciało nie mam pojęcia. Wciąż nie jest mi lekko. Ogólnie myślę, że jakoś sobie radzę, Z naciskiem na "jakoś". Staram się z całego serca żyć normalnie bo mam dla kogo. Dzieci mnie potrzebują i to one są moim kołem napędowym. To dla nich codziennie wstaję z łóżka i staram się uśmiechnąć.
Filipek wciąż jest obecny w moim życiu, w moich codziennych myślach. Zdarzają się łzy i natłok wciąż tych samych pytań zaczynających się od "dlaczego...?" Wciąż nie potrafię zajrzeć do folderu ze zdjęciami. Po prostu na samą myśl rozlatuję się na milion kawałków. To jest tak jakby mi ktoś serce na żywca wyrywał. Kocham go całą sobą i tak cholernie tęsknię.
Mało się odzywam bo każde wejście na bloga boli ale zaglądam od czasu do czasu, czytam komentarze, wspominam czytając swoje posty kiedy żył i walczył. Poza tym jakoś utknął mi w pamięci komentarz pewnej osoby, że w sumie po co mam cokolwiek pisać, o Filipku nic nowego nikt się już nie dowie a jak chcę pisać o teraźniejszości to powinnam założyć nowego bloga. Zakłuło mnie to. Pewnie ta osoba nie miała złych intencji ale niesmak pozostał. No ale cóż, jestem tu i piszę. I tak pozostanie.
Czasami sobie myślę, że tak mi dobrze z tą tęsknotą. Cierpię bo wciąż myślę i rozpamiętuję a nie wyobrażam sobie aby nie myśleć o nim. Na dzień dzisiejszy nie potrafię inaczej. Trochę to zagmatwane ale nie umiem tak do końca ubrać w słowa tego co czuje. Bo jak ubrać w słowa tęsknotę, żal, miłość której nie można okazać? Kiedy się kogoś bezgranicznie kocha ale nie można się przytulić, poczuć zapachu, dotyku. I do tego te ciągłe poczucie winy, że za mało zrobiłam, że może jednak gdyby go wcześniej zdiagnozowano, to ten gad w głowie byłby mniej złośliwy i inaczej by się to wszystko potoczyło? Gdybym naciskała i nie dawała się spławiać to może w końcu ktoś by mnie wysłuchał. Tylko skąd do cholery mogłam wiedzieć? Teraz wiem, teraz się nie daję ale dla Filipka to już za późno.
3 lata...
Przez ten czas zdążyłam już być w szpitalu z Emilką, Adasiem. Emilka też przecież skarżyła się na notoryczne bóle głowy, brzucha. Momentalnie oświeciła mi się czerwona lampka. Potrafiono mi ją położyć na oddział w przeciągu paru tygodni. Dlaczego Filipka nie? 5 m-cy notorycznych porannych bóli głowy. Pech chce, że bez wymiotów. Po prostu pech. Pech, że miał młodszego brata czyli na pewno jest zazdrosny i wymusza uwagę. A może autyzm? Może jednak celiakia? Wszystko było na tapecie tylko nie ten cholerny guz. Dlaczego? Ponoć nic nie dzieje się bez przyczyny. Może choroba i odejście Filipka miało nas czegoś nauczyć? Tylko czego?
Adasia też diagnozowałam. Też udało się w miarę szybko położyć go do szpitala ze względu na tiki. Nadal tika. Mniej ale tika. najgorsze jednak wykluczyliśmy.
I tak to leci dzień za dniem, tydzień za tygodniem, miesiąc za miesiącem. Zastanawiam się jakby dziś wyglądał Filipek. Pewnie byłby troszkę wyższy od Adasia, w końcu to rok różnicy ale raczej byłby szczuplejszy od niego. Chodziłby już do trzeciej klasy. Lubił pisać literki i cyferki. Nie znał ich ale sam od siebie dużo ich pisał. Zakładam, że dobrze by się uczył. Był taki bardzo dokładny we wszystkim co robił. Tak sobie czasem marzę... Tyle mi pozostało. Wspomnienia i myśli co by było gdyby żył...
Bardzo go kocham i tęsknię za nim.