Jestem…
Długo nie umiałam się zebrać aby coś napisać, aby cokolwiek napisać.
Mija dzień za dniem, tydzień za tygodniem, miesiąc za miesiącem.
Mogę chyba śmiało napisać, że jest dobrze. Inaczej ale dobrze, tak na swój sposób.
Jakoś sobie radzę. Oczywiście skłamałabym jakbym napisała, że się pogodziłam. To chyba nigdy nie nastąpi. Tradycyjnie są lepsze i te gorsze dni. Nauczyłam się żyć z tym bólem. Czasami jest wciąż tak silny, że rozrywa mi serce na drobne kawałki. Nadal nie potrafię oglądać zdjęć z Filipkiem. Jednak wciąż pamiętam jego głos. Czasami nie czuję go wcale i nie umiem zobaczyć a czasami wiem, że jest blisko mnie. Czuję go wtedy i widzę.
Jednak zdarza mi się, rzadko bo rzadko, ale zdarza się, że potrafię uśmiechnąć się na jakieś wspomnienie. Wierzcie mi, to ogromny sukces.
Czas biegnie nieubłaganie. Adaś w maju skończył 8 lat. Fifi miałby 9. Jest taki inny od Filipka.
Minęło już tyle czasu a on wciąż go pamięta, mówi o nim. Czasami potrafi się rozpłakać i mówić mi jak bardzo tęskni, że teraz nie ma się z kim bawić. Nawet nie wiecie ile wtedy kosztuje mnie uśmiechnąć się i tłumaczyć mu po raz setny, że Fifi jest i czuwa nad nami, że zawsze może sobie z nim porozmawiać i poopowiadać co mu leży na serduszku a brat znajdzie sposób aby dać mu znać, że jest blisko. Takie ciężkie tematy dla mnie ale staram się nie pękać.
Dawno nic nie pisałam ale w sumie nic nadzwyczajnego się u nas nie wydarzyło.
Z ważniejszych rzeczy to ta, że na stare lata, udało mi się zrobić prawo jazdy i od kilku miesięcy jeżdżę autkiem. Dla mnie to o tyle istotne, że mogę być częściej u Filipka i nie ukrywam, że to był dla mnie główny motywator.
U Emilki się poprawiło. Przestała cierpieć na bezsenności. Jest ok.
I to chyba tyle co mam na dziś do napisania.
Jak zwykle dziękuję wam, że jesteście bo zaglądając na tego bloga dajecie mi dowód na to, że wciąż pamiętacie o moim kochanym Tygrysku.